Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Mieszkańcy Podlasia drastycznie zmienili podejście do migrantów
Ada Rymaszewska
Ada Rymaszewska 21.11.2021 14:50

Mieszkańcy Podlasia drastycznie zmienili podejście do migrantów

migranci
LEONID SHCHEGLOV/AFP/East News

Stan wyjątkowy przy granicy polsko-białoruskiej trwa od 2 września. Wkrótce się skończy, ale rządzący już przygotowali odpowiedź na ten problem. Jest nim nowelizacja specjalnej ustawy o ochronie granicy państwowej, którą przyjęła Rada Ministrów. Tymczasem rośnie niepokój wśród samych mieszkańców terenów przygranicznych, którzy w obliczu ostatnich siłowych prób forsowania umocnień coraz niechętniej pomagają migrantom.

Kryzys migracyjny to przede wszystkim dramat wielu ludzi, koczujących w zimnych lasach po polskiej i białoruskiej stronie. Świadczą o tym chociażby słowa Mai Staśko, która pomaga w pasie przygranicznym i codziennie informuje o kolejnych śladach pozostawionych przez osoby błąkające się pod gołym niebem.

Sytuacja z nielegalnymi migrantami to też wyzwanie dla miejscowej ludności. Wirtualna Polska wybrała się na tereny położone przy granicy z Białorusią, aby zapytać mieszkańców podlaskich wsi, jak im się żyje. Okazało się, że wielu z nich drastycznie zmieniło swoje podejście do koczowników pod wpływem ostatnich wydarzeń i propagandy rządu.

Mieszkańcy Podlasia boją się migrantów

Jak mówi jedna z Podlasianek, "sytuacja jest napięta i to udziela się wszystkim", a następnie opowiada historię, gdy wybrała się na spacer ze swoją rodziną i dziećmi późnym wieczorem.

Pozostała część artykułu pod materiałem wideo

- Podjechały trzy samochody, dwa z nich były policyjne, jeden nieoznakowany. Funkcjonariusze, legitymując rodzinę, przekazali, że dostali zgłoszenie, że prawdopodobnie w tej okolicy poruszają się nielegalni migranci. Ktoś po prostu zadzwonił i powiedział, że ma takie podejrzenia - relacjonuje kobieta.

W okolicznych wsiach panuje popłoch. Mieszkańcy są bardzo wyczuleni na pojawianie się w pobliżu obcych. Wieczorami podróżują głównie samochodami w obawie o swoje bezpieczeństwo.

Strach narósł po wydarzeniach z początku miesiąca. 8 listopada przy granicy pojawiło się mnóstwo migrantów i białoruskie służby, w tym Specnaz. Później zaczęło dochodzić do groźnych incydentów forsowania umocnień oraz rzucania kamieniami czy traktowania gazem polskich funkcjonariuszy.

- Przedtem mobilizowaliśmy się wszyscy do pomocy, nawet osoby, których nie podejrzewalibyśmy, że się na to zdecydują, robiły to - zdradza Podlasianka i przyznaje, że teraz sytuacja jest inna. W okolicy nie ma już migrantów, poza tym nastawienie do nich wyraźnie się zmieniło i mało zostało z wcześniejszego współczucia.

Strach i obawa o życie stworzyły dystans

Rozmówczyni WP zaznacza, że w okolicy zdarzały się przypadki włamań do samochodów i domów. Ostatni szturm na granicę, który skutkował użyciem armatek wodnych wobec migrantów i ranieniem kilku przedstawicieli polskich służb, przeraził mieszkańców przygranicznych wsi.

Boją się zwłaszcza seniorzy, którzy snują wizję przemarszu przez miejscowości hord uciekinierów z Bliskiego Wschodu, którzy w desperacji posuną się do najgorszych rzeczy.

Mimo nabrania znacznego dystansu wobec cudzoziemców, nie wszyscy przestali nieść pomoc. Kilka dni temu pisaliśmy o Białowieskiej Akcji Humanitarnej, która powstała by wspierać migrantów w strefie stanu wyjątkowego. - Ci, którzy chcą pomagać, pomagają i nadal są gotowi to robić - wyjaśnia Podlasianka, ale zaraz dodaje, że promowana przez wielu negatywna narracja wielu przekonała do zmiany nastawienia.

Postawa niechęci do niesienia pomocy nie wynika z pewnością z tego, że na Podlasiu żyją źli ludzie. Oni po prostu funkcjonują w codziennym strachu o siebie, swoich bliskich, zdrowie i bezpieczeństwo.

Niepewna przyszłość

Kobieta mówi także, że zdarzało jej się spotkać w lesie cudzoziemców. W takiej sytuacji oczywistym było, by dać im jeść, napoić czy przynieść śpiwory. Spędzanie dni i nocy pod gołym niebem było w głównej mierze możliwe dzięki dobrym warunkom atmosferycznym. Prawdziwa katastrofa może zacząć się na dniach, gdy na dobre przyjdzie zima.

Największą obawą mieszkanki Podlasia jest strach o to, że migranci nie zaakceptują jej pomocy. Z wiadomych przyczyn bardzo często nie chcą oni wezwania odpowiednich służb medycznych, pomimo pozostawania w stanie wycieńczenia.

Sen z powiek tutejszej ludności spędzają także kwestie ekonomiczne. Obawa o najbliższą przyszłość jest duża. Jak przyznał dziś w RMF FM szef MON Mariusz Błaszczak, kryzys może potrwać jeszcze miesiące. Niektórzy wieszczą nawet, że sytuacja rozciągnie się na lata, podobnie jak ta z 2015 roku.

- Ludzie, którzy prowadzą pensjonaty albo pola namiotowe twierdzą, że turystów w następnym roku nie będzie i dla nich szykuje się kolejny kryzys ekonomiczny - mówi Podlasianka.

Trudno dziwić się zresztą zmartwieniom mieszkańców terenów przygranicznych. Rząd mówi wprost o wojnie, co prawda hybrydowej, ale jednak wojnie i straszy, że Łukaszenka nie cofnie się przed niczym.

W tym samym czasie Andrzej Duda rozmawia z szefem NATO o możliwości zagrożenia militarnego. No i jeszcze polskie władze, które pozostają w tym wszystkim dziecinnie bezradne, ale wciąż odmawiają międzynarodowej pomocy. To wszystko sprawia, że napięcie rośnie i ciężko uwierzyć, że w najbliższym czasie będzie lepiej.

Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:

Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres redakcja@goniec.pl

Źródło: WP